BWA, Katowice, Poland BWA, Katowice, Polska
RECENZJA PRACY DYPLOMOWEJ AGNIESZKI PIOTROWSKIEJ Na pracę magisterską Agnieszki Piotrowskiej składają się: praca teoretyczna dotycząca medycyny, seria rysunków dużego formatu, cykl niewielkich obrazów i gabloty z czarno-białymi fotografiami. Agnieszka pisze o specyfice komunikacji pomiędzy lekarzem a pacjentem i wpływie jakości tego kontaktu na diagnozowanie i zdrowienie chorego. Z tekstu wynika, że jest to na ogół komunikacja niedoskonała, niepozbawiona wad, które zawsze pojawiają się tam, gdzie porozumieć próbują się ludzie z różnymi doświadczeniami życiowymi, obdarzeni innym stopniem wrażliwości i inteligencji. W tej relacji istotnym aspektem jest także zależność pacjenta od medyka. Duża część pracy teoretycznej poświęcona jest opisowi testu stworzonego przez Hermana Rorschacha, opartego na tablicach z symetrycznymi plamami, które interpretowane przez chorego stanowią źródło informacji o stanie jego zdrowia psychicznego. Agnieszka opisuje historię testu, okresy w których był traktowany poważnie w diagnozowaniu zaburzeń psychicznych, jak i czas i osoby deprecjonujące możliwości tkwiące w tej metodzie badawczej. Wspomina również o różnych systemach interpretacji wyników, co wiąże się z odmiennością diagnoz, które można postawić na podstawie konkretnego rozwiązania testu. W kontakcie z częścią praktyczną dyplomu Agnieszki Piotrowskiej bez trudu powiążemy cykl prac malarskich pod tytułem „Plamy łóżkowe” z testem Rorschacha, któremu poświęciła tak dużą część pracy teoretycznej. Seria tych niedużych obrazów powstawała podczas przymusowego leżenia w łóżku i jest swoistym pamiętnikiem stanu emocjonalnego i fizycznego autorki prac. Obrazy namalowane zostały medykamentami, rolę farb odegrały tu więc lekarstwa. Mogę domniemywać, że w jakimś sensie Agnieszka- artystka zagarnęła doświadczenia Agnieszki- pacjentki i uczyniła z tych doświadczeń i nabytej podczas choroby wiedzy sztukę. Podoba mi się również interpretacja, że nawiązując plastycznie do testów Rorschacha Agnieszka wskazuje na potencjał i wady tkwiące w komunikacie, jakim jest obraz- dzieło sztuki. Diagnoza postawiona przez odbiorcę może być równie daleka lub bliska prawdy, jak diagnoza lekarska. O różnicy w ciężarze gatunkowym tych dwóch sytuacji przypomina ledwo dostrzegalny element na obrazach- w dolnym rogu każdego z nich znajdziemy ciąg cyfr, które odnoszą się do skali bólu odczuwanego przez chorą w konkretnym dniu. Rysunki będące częścią pracy dyplomowej charakteryzują się emocjonalnością wzmocnioną poprzez duży format. Swobodnie wijące się linie w niektórych miejscach zdają się przypominać fragmenty anatomii, by następnie zupełnie oddalić nasze myśli od tego skojarzenia i cieszyć swoją wirtuozerią. Agnieszka oparła te prace na fotografiach dokumentujących ciało ludzkie podczas choroby. Zdjęcia podobno były niewielkie, co dało autorce większą swobodę interpretacji. Dla mnie ciekawe jest w tych rysunkach pewnego rodzaju „ożywienie” brutalnego materiału wyjściowego, będącego przypomnieniem o energii tkwiącej w ciele naznaczonym chorobą, ale przecież żyjącym. Kolejnym elementem tej zawiłej układanki jest cykl fotografii – gablot. Kojarzące się z obrazem widzianym pod mikroskopem lub nieznaną planetą okazują się zdjęciem przygotowanego do pracy nad rysunkiem grafitu i spoiwa. Ta sprawiająca najbardziej dokumentalne wrażenie część opowieści okazuje się najbardziej przyziemną. Nadrukowane cyfry to daty namieszania składników i ich proporcje. Oprócz estetycznego aspektu tych fotografii, interesujące wydaje się wskazanie na szczególny rodzaj percepcji autorki prac, pozwalający jej na dużą dawkę wolności w traktowaniu materiału twórczego, jakim jest życie. Okazuje się, że czynnikiem łączącym zaproponowany zestaw jest nie tyle temat choroby, a szczególny rodzaj skupienia, który może być z nią powodowany, ale nie musi- być może należy do wrodzonych cech osobowościowych autorki. Patrząc na prace Agnieszki pomyślałam o malarstwie Katarzyny Skrobiszewskiej, o cyklu obrazów zatytułowanym znamiennie „Prawie nie wychodzę”. Prace te przedstawiają mieszkanie artystki, fragment po fragmencie – tak jak spojrzenie wędruje po ścianach znajomego wnętrza. Formalnie niepodobne, wydały mi się pokrewne w odnajdywaniu bogactwa w najbliższym otoczeniu i kontemplacji odnalezionego. Jakby na potwierdzenie tego pokrewieństwa, odnalazłam w internecie kolejne obrazy Skrobiszewskiej, zatytułowane „Patrzenie przez lornetkę”, „Przekrój oczy” czy „Wziąłem to za znak”. To właśnie podobny rodzaj kreatywności u Piotrowskiej sprawia, że jej pracom trudno zarzucić autoterapeutyczny charakter. Mogą być odbierane z ciekawością bez znajomości szczegółów dotyczących życia autorki, która momentami dużo opowiada o swojej prywatności, by następnie z równym przekonaniem przekierować naszą uwagę na coś zupełnie innego. Pamiętam zdarzenie sprzed kilku lat, kiedy w czasie trwania dni otwartych uczelni oprowadzałam po kolejnych salach młodzież licealną. W jednym z pomieszczeń malowała Agnieszka Piotrowska. Jest osobą kontaktową, więc zachęciłam ją do opowiedzenia o malowanym przez nią obrazie, mówiąc wcześniej o tematyce przewodniej jej prac, jakim wówczas było zmieniane przez chorobę ciało ludzkie. Agnieszka uśmiechnęła się szelmowsko i powiedziała, że ta tkanka namalowana na stojącym na sztalugach obrazie to portret bulwy chwasta. Nie poczułam się oszukana, raczej zaintrygowana. Nie mam też wątpliwości dotyczących tego sposobu mówienia o chorobie czy chorobach. Wspominam o tym pamiętając dyskusję, która wywiązała się podczas obrony pracy licencjackiej Agnieszki Piotrowskiej. Starałam się wówczas wyobrazić sobie czy będąc osobą chorą byłabym urażona takim potraktowaniem tematu i doszłam do wniosku, że nie. Choroba jest bolesna również poprzez wykluczenie z życia w sensie społecznym, a wyciąganie na światło dzienne elementów z jej hermetycznego świata i zestawianie ich z tym co powszechne sprawia, że wykluczenie zdaje się ulegać pomniejszeniu. Agnieszka Piotrowska jest osobowością twórczą i ciekawą. Śieżka, którą podąża jest intrygująca i wydaje mi się obiecującą. Pracę dyplomową Agnieszki oceniam bardzo wysoko. Dominika Kowynia |
Archives
Czerwiec 2019
|